Łączna liczba wyświetleń

sobota, 4 lipca 2015

Louis cz.2/7 " Och... To dopiero początek".

 "Och...To dopiero początek"



-Max, musisz wyjeżdżać? Nie chcę tu zostawać sama… - zaczęłam marudzić podnosząc się z łóżka. Szybko wciągnęłam na siebie koszulkę mojego chłopaka i spojrzałam w lustro. Siniaki i spuchnięta warga zaczynały znikać. Wizytę u mamy przełożyłam na kolejny weekend. Tę sobotę i niedzielę miała spędzić sama, Max musiał jechać do Bradford załatwić jakieś sprawy z tamtejszym dilerem. Jeśli wszedł na nas teren, to bardzo mu współczuję…
-Kochanie, to tylko dwa dni, nie ci nie będzie. Zostawiam cię pod opieką Andy’ego i Dana. Będę za tobą bardzo tęsknił. Masz być grzeczna, rozumiesz? Obiecujesz? – Max spojrzał mi głęboko w oczy. Nachyliłam się, aby go pocałować. Chciałam, żeby mi ufał, żeby się nie martwił. Miałam zamiar przesiedzieć te dwa dni w domu przeglądając nasze zdjęcia i jedząc czekoladę. Ewentualnie robiąc jakąś małą imprezę z przyjaciółkami… Przeżyłam bez niego 17 lat. Wytrzymam jeden weekend nie robiąc sobie przy tym krzywdy. Kiedy w końcu się od siebie oderwaliśmy połączeni niemą obietnicą, Max wyszedł z pokoju. Przez okno widziałam jak odjeżdża swoim Range Roverem. Andy i Dan czatowali dookoła domu i pod drzwiami. Imprezę czas zacząć. Szybko odpaliłam swojego MacBook’a i napisałam wiadomość do swoich przyjaciółek, Sierry i Vicky. Już po pół godzinie stawiły się pod moimi drzwiami wraz z dwoma litrami wódki, butelką tequili, pięcioma paczkami chipsów i chyba dziesięcioma pudełkami lodów.
-Mówiłam Vicky, że nie wiem, gdzie takie trzy kruszyny jak my to pomieszczą, zakładając, że zrobisz swoje popisowe tosty, ale nie chciała mnie słuchać. – Sierra śmiała się głośno całując mnie w policzek. Tym czasem obładowana Vicky kopnęła ją w kostkę. Już po chwili śmiałyśmy się wszystkie trzy.
-Ja tam do kruszyn nie należę. – udawałam zrozpaczoną wywołując tym samym kolejne salwy śmiechu.
-Tak? W takim razie oddawaj mi swój tyłek i bierz moją kość, na której nawet nie da się wygodnie usiedzieć. – Sierra klepnęła mnie w mój krągły tyłek, na co odwróciłam się i idąc przed siebie zaczęłam nim zabawnie kręcić. Zataczając się ze śmiechu dotarłyśmy w końcu do kuchni. Schowawszy lody do zamrażarki, zrobiłyśmy chyba z pięćdziesiąt tostów i wsypałyśmy chipsy do miseczek. Wzięłyśmy wszystko do salonu i przygotowałyśmy szklanki na colę i alkohol. Należałyśmy do gangu i doskonale wiedziałyśmy, że nie należy pić na pusty żołądek. Chociaż nam to akurat było bez różnicy,  bo miałyśmy zamiar porządnie się upić. Kota nie ma, myszy harcują. Czułyśmy się całkowicie bezpieczne pod nadzorem Andy’ego i Dana stojących na zewnątrz, włączyłyśmy głośno muzykę i zaczęłyśmy tańczyć dziki, seksowny taniec. Vicky ustawiła kamerę na kominku i dołączyła na nas. Po niezliczonej ilości wymachów biodrami i upadków na miękki dywan, w końcu się poddałyśmy i opadłyśmy zmęczone na kanapę.
-Świetnie się bawiłam, potrzebowałam tego. Z Maxem to nie jest takie łatwe. Czasem bym chciała, no wiecie. – czknęłam. Zebrało mi się na pijackie wyznania. – Normalnego chłopaka, żeby mi kupował kwiatki i zabierał do kina. I żeby mnie, kurwa, nie bił! – Wykrzyknęłam i zaniosłam się pijackim śmiechem. Oj, za dużo tequili, za dużo.
-Przynajmniej seks z gangsterem jest dużo fajniejszy, niż z taką typową ciotą z liceum, która się boi dotknąć twoich cycków. Wierzcie mi, wiem coś o tym. – Sierra praktycznie już płakała ze śmiechu.
-Nie mów, że zaliczyłaś licealistę. – dołączyłam do niej i już po chwili tarzałyśmy się po podłodze.
-Bo to jednego. – Myślałam, że łkanie i śmianie się jednocześnie jest niemożliwe, jednak Sierra jakimś cudem tego dokonała.
-Dziewczyny, niedobrze mi! – Vicky pozieleniała na twarzy i wybiegła z pokoju. Momentalnie spoważniałyśmy i popatrzyłyśmy na siebie.
-Powiedziałam coś obrzydliwego? Lepiej pójdę zobaczyć co z nią, a ty tu leż. Jeśli wstaniesz i się przewrócisz to ja cię nie będę zbierać. – Popatrzyłam za wychodzącą z pokoju Sierrą i położyłam się wygodniej na kanapie. Moje oczy zaczęły się kleić. Zobaczyłam przed sobą zbliżającą się postać. Była zbyt wysoka jak na Sierrę, czy Vicky, ale też zbyt barczysta, by być Danem czy Andym. Zaśmiałam się cicho, może dziewczyny zadzwoniły po striptizera? Jego twarz wydawała mi się jednak dziwnie znajoma, więc uśmiechnęłam się lekko. To ktoś, kogo znam, po co się bać? Jego ręka przyłożyła coś do mojej twarzy, coś, co nasiliło chęć spania. Nie obawiałam się. To znajomy. Znajomy… Gdybym tylko wiedziała, że przede mną stoi właśnie mój największy koszmar.

~*~
Obudził mnie koszmarny ból głowy, pleców i nadgarstków. Otworzyłam z trudem oczy, jednak wciąż otaczała mnie ciemność. Nie czułam się komfortowo siedząc na czymś zimnym, co przypominało fakturą kamień. W dodatku moje krótkie szorty odsłoniły nogi, które teraz marzły w tej kanciapie. Moje ręce znajdowały się nad moją głową, a dokładniej były doczepione do ściany, chyba za pomocą łańcucha. Ostatnie procenty zdołały ulecieć z mojego organizmu, gdy przypomniałam sobie, czyją twarz widziałam tuż przed utratą przytomności. Louis. Louis pierdolony w dupę Tomlinson. Chyba sobie leciał w kulki. Porwał mnie, czy co? Czemu mnie związał i wrzucił do jakiejś śmierdzącej komórki? Jakim cudem obszedł Dana i Andy’ego i dostał się do domu? O co znowu chodzi między nim, a Maxem? I co ja mam do tego wszystkiego? Nie bałam się, byłam przyzwyczajona do takich sytuacji. Sytuacji, w których One Direction karało i krzywdziło kobiety z naszego gangu. Nie byłam nigdy w takim położeniu, ale jedyne co czułam w tej chwili to bezgraniczne wkurwienie. Poczekajcie tylko, głupie cioty, Max wróci to was wszystkich powybija jak szczury. Byłam pewna. Moje rozmyślania przerwało głośne otwieranie drzwi. Zapaliło się światło, na co gwałtownie zmrużyłam oczy. Zobaczyłam Loczka.  Ten popapraniec, który miał inną kobietę każdej nocy. Spojrzał na mnie ze złośliwym uśmieszkiem, po czym otworzył zwoje parszywe usta:
-Proszę, proszę. Czy nasza królewna się wyspała? Kacyk męczy? Przygotowałem ci śniadanie. Z największą przyjemnością obejrzałbym jak się nim dławisz, ale mamy dla ciebie inne atrakcje. – podszedł do mnie,  uwolnił moje nadgarstki i podniósł jednym ruchem z ziemi, jakbym nic nie ważyła. A ważyłam. – Na górę. – zarządził. Jednak kiedy się nie ruszyłam, złapał mnie brutalnie za włosy i wyciągnął z piwnicy. Nie krzyczałam. Z doświadczenia wiedziałam, że to ich tylko nakręcało. Szłam za nim modląc się, aby nic nie zrobił moim długim włosom. To był jakiś absurd. Jeden z największych gangsterów w Londynie mnie porwał, a ja martwię się o swoje włosy. Kiedy już dotarliśmy do kuchni, praktycznie popchnął mnie na krzesło. Spojrzałam na niego złowrogo, po czym jak gdyby nigdy nic zaczęłam jeść tosty. Obrzucił mnie pogardliwym spojrzeniem i parsknął.
- Jedz szybciej, mała. Mamy sprawy do załatwienia. – kiedy zobaczył, że nie reaguję, znowu złapał mnie za włosy  tym razem od razu rzucając mną o podłogę. Syknęłam z bólu, ale nie miałam zamiaru płakać. Niech ten pajac nie ma satysfakcji. Wypuściłam z ust głośny syk, kiedy wylał na mnie gorącą kawę. Co do chuja? Przyjrzałam się czerwonym plamom tworzącym się na skórze rąk. Na szczęście nie oblał mnie wrzątkiem, ale i tak bolało jak cholera. Nagle usłyszałam czyjeś kroki, a już po chwili donośny głos.
-Dość, Styles. Wychodzisz. Teraz. – z nieukrywanym podziwem patrzyłam, jak zgaszony Loczek wychodzi z pokoju. Jednak kiedy spotkałam spojrzenie Louisa bacznie obserwujące moją twarz, przestałam się głupkowato uśmiechać. – Nic ci nie zrobił, skarbie? Cudownie. Sam chciałem zająć się tą śliczną buźką. – Tomlinson przejechał dłonią po moim policzku. Wzdrygnęłam się, ale nie cofnęłam. Znałam historie o przywódcy One Direction. Nawet jeśli zamierzał użyć mnie jako broni przeciwko Maxowi i był znany z tego, że nie jest porywczy, nie chciałam ryzykować wybitych zębów, czy podbitego oka już na dzień dobry. Poprowadził mnie do sąsiedniego pokoju z dużym podwójnym łóżkiem i licznymi szafkami. Na biurku stał biały MacBook, a na dywanie pluszowy dywan. Mimo przytulnego wnętrza, czułam czystą niechęć do tego pomieszczenia, w którym Tomlinson prawdopodobnie baraszkował sobie każdej nocy z inną. Musiałam się jednak przespać, żeby mieć siły na przeżycie kolejnego dnia. Nawet jeśli łóżko nie było zbyt zachęcające.
Obudziły mnie promyki słońca i czyjaś ręka muskająca mój policzek. Otworzyłam oczy, licząc na to, że zobaczę Maxa. Uniosłam się na łokciach widząc zupełnie inną osobę. Louis.
-Zaczniemy od czegoś przyjemnego, skarbie. – powiedział szatyn ustawiając swojego iPhone’a na półce w sypialni i włączył nagrywanie. Przełknęłam gulę formującą się w gardle. – Uśmiechnij się dla Maxa. I bądź grzeczna. – z rosnącym przerażeniem obserwowałam dłoń Tomlinsona sunącą wzdłuż mojego policzka do dekoltu, tylko po to, aby odsłonić moje ramię i zsunąć ramiączko stanika. Zaczynało się robić nieciekawie.  Dołączył drugą rękę, którą ciasno oplótł wokół mojej talii. Siedziałam na łóżku będąc doskonale widoczną w kadrze naszego filmu. Chłopak delikatnie mnie przesunął po czym usiadł nade mną przerzucając kolana po bokach mojego ciała. Wpatrywałam się w niego szeroko otwartymi oczami . Jego oczy pozostały zimne, jednak w okolicy ust gościł niewielki uśmiech.
-Doskonale. – wyszeptał sunąc dłonią po moim dekolcie, wzdłuż wcięcia talii, aż po linię bioder. Po chwili delikatnego, ale równocześnie władczego dotyku, wpił się gwałtownie w moją szyję. Nie mogłam powstrzymać głośnego jęknięcia, które bynajmniej nie było spowodowane przyjemnością. Poczułam jego zęby wbijające się w moją skórę w różnych miejscach. Cholera, naznaczał mnie! Ból zaczynał się robić nieznośny, gdy dotarł do mojego czułego miejsca za uchem, które do tej pory było zarezerwowane jedynie dla Maxa. Mocniej zassał skórę, czym wywołał kolejne jęknięcie.
-Och,Kiera… - szepnął z wyczuwalnym podnieceniem w głosie. – To dopiero początek…
Bóg wie, że miał cholerną rację.

~*~
Patrzyłam na Louisa z czystym obrzydzeniem wymalowanym na twarzy, gdy odsunął się ode mnie, po czym wziął telefon i zaczął jeździć palcem po ekranie. Przypuszczałam, iż wysyła właśnie Maxowi filmik, na którym bezczelnie mnie obmacuje. Właściwie to nawet nie było obmacywanie. Ledwo mnie dotknął w porównaniu w tym co mógł i prawdopodobnie chciał zrobić. Ale wiedziałam, że to wystarczy, aby Max poczuł chęć zamordowania Tomlinsona i każdego, kto stanie mu na drodze, aby go powstrzymać. Szczerze? Nie miałam z tym żadnego problemu. Gdybym tylko miała pewność, że poradziłabym sobie z moim oprawcą, spróbowałabym czegokolwiek. Jednak po domu wciąż kręcili się jego ludzie, więc wolałam spokojnie poczekać na pomoc i nie próbować żadnych sztuczek. Obróciłam się do Louisa plecami i usiadłam dalej na łóżku. Schowałam twarz w kolanach i oplotłam się ramionami. Poczułam jego palce na szyi, ale nie zareagowałam. Po chwili usłyszałam zamknięcie drzwi i przekręcenie zamka. Czyżby to była moja nowa cela? Rozejrzałam się po pokoju. Dopiero teraz zauważyłam, że okna były szczelnie zabite deskami, a na półkach czy biurku nie znajdowały się żadne ostre, ciężkie przedmioty mogące w jakikolwiek sposób pomóc mi w ucieczce czy samoobronie. MacBook był pozbawiony zasilacza i wyłączony, a za drugimi drzwiami kryła się łazienka. Nie było w niej chociażby lustra. Do dyspozycji miałam tylko żel pod prysznic, pastę i szczoteczkę do zębów oraz grzebień. Nic poza tym. Louis pomyślał o wszystkim. O każdej możliwości. Wziął nawet pod uwagę to, że zbiję szkoło i zaatakuję go odłamkiem. Bydlak miał doświadczenie. Zamknął mnie w złotej klatce i czekał na Maxa. Chciał go skrzywdzić. Nie miałam co do tego wątpliwości. Ale nie miałam zamiaru łatwo się poddawać. To nie było w moim stylu. Tomlinson może przewidzieć każdy ruch przeciętnej porwanej dziewczyny. Ale ja nie byłam przeciętną porwaną dziewczyną. Byłam wkurwioną dziewczyną. I całą moją wściekłość miałam zamiar wykorzystać do znalezienia alternatywnego wyjścia. Nie miałam żadnych wątpliwości co do tego, że gdzieś w tym pokoju znajduje się broń na Tomlinsona.
Tą bronią byłam ja.