Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 6 sierpnia 2015

Louis cz.3/7


Dlaczego to robicie ?




Siedziałam tak do wieczora dopuki do pokoju nie przyszedł Niall z jedzeniem.         
- Jedz to ale szybko.
- Ok - wzięłam kawałek kurczaka do ręki i zaczęłam jeść po pięciu minutach wszystko było zjedzone.
- Niall?
- Tak?
- Dlaczego tak bardzo nienawidzicie The Wanted?
- Zajmują nasz rynek muzyczny i przez nich musimy walczyć o fanów.
- Max mówi to samo o was.
- Huj.
- Ej, przestań bo to samo on może powiedzieć o tobie i reszcie.
- Niall! Idziesz czy ty może nasz plan jej zdradzasz?!!- Dobiegł nas krzyk Liama.
- Już ide! A ty będziesz cierpieć. Bardzo cierpieć. - złowrogo się uśmiechnął i wyszedł z pokoju. Jak to? JA ? Będę cierpieć? Ale dlaczego? Co ja zrobiłam? To wszystko przez miłość do Maksa gdybym z nim zerwała to nic by się nie stało.  Dlaczego akurat ja? Ale nie ja go kocham a on mnie nigdy bym tego nie zrobiła i już wolałabym umrzeć niż z nim zerwać. I tak siedziałam przez następne godziny zadając sobie takie pytania i próbując na nie odpowiedzieć. O 22.07 do pokoju wszedł Louis na samą myśl o tym co mi zrobił zadrżałam. On mnie zabije tylko po to aby mieć fanów. To głupie ale najgorsze w tym wszystkim jest to że to mój chłopak to zaczął.
- Witaj jak ci się siedziało samej?
- Ha.ha.ha. ale to jest śmieszne.
- Mnie to bawi. Co ty na to żeby nakręcić porno dla twojego chłopaka z tobą w roli głównej?
- Nie. - Louis podszedł do mnie i przesunął bliżej ciągnąć za nogi.
- Trudno mi to odpowiada.
- Dlaczego to robicie z naszej strony zgwałciliście już 14 dziewczyn. Nie możecie normalnie porozmawiać.
- Mogłaś to zaproponować swojemu chłoptasiowi a nie mnie.
- Louis nie możemy porozmawiać?
- Nie, dopóki twój chłopak sam się nie podda ty będziesz cierpieć. A teraz bądź grzeczną dziewczynką i ściągnij bluzkę.
Wiedziałam że nie ma sensu się sprzeciwiać więc szybko ją ściągnęła i zostałam w samych szortach i staniku niestety musiałam ubrać z koronką która teraz lekko prześwitywała no ale tylko ten pasował do czarnej prześwitującej bluzki.
- Widzisz można. - wstał i znowu ustawiał swój telefon na szafce. Podeszłam do niego i delikatnie złapałam za ramię.
- Louis.- szepnęłam. On odwrócił się do mnie i popatrzył w moje oczy. Delikatnie przejechał po moim policzku.Takiego Louisa nie znałam. Taki byłby lepszy.
- Tak?
- Proszę nie zrób mi krzywdy.
- Uwierz że nie chce ale twoja banda. Uch. No…
- Nie musisz.
- Co?
- Daj mi porozmawiać z Maksem a może coś uda się wymyślić. Możesz cały czas tu być tylko wiesz ja może go namówię.
- A co jeśli tylko pogorszysz swoją sytuację?
- Nic mi nie będzie. Uwierz.
- Dobrze zadzwonisz do niego jutro rano ok?
- No.
- Co z tym filmem?
- Lou ja jestem dziewicą.
- Serio? Jesteś z Maksim i jesteś dziewicą?
- Gdyby nie wy to już bym nie była a wszyscy żyli by długo i szczęśliwie.
- Och wiesz co idź już spać.- Louis już chciał wychodzić ale go zatrzymałam.
- Poczekaj!
- Co? Ciszej.
- Sorry. Yyy czyy… ty.. no ten… mógłbyś spać że mną bo nie lubię spać sama?
- Och no dobra tylko się przebiorę i ty też to zrób w szafie masz ciuchy które udało nam się zwinąć. Zaraz wracam. Nie uciekaj mam cię na oku.- Podeszłam do szafy i wyciągnęła piżamę. Trochę dużo rzeczy im się udało zabrać. Poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic i się przebrała gdy doszłam do pokoju Lou już leżał w samych bokserkach.
- Witaj
- Hej mogę spać pod ścianą?

- Oczywiście.- Wczłapałam się do poduszki i się położyłam. Louis mnie przytulił i zasneliśmy w swoich objęciach. Czy on mi się podoba? TAK! Ale ja mam Maksa. Max.Max.Max. 😭😭😭


sobota, 4 lipca 2015

Louis cz.2/7 " Och... To dopiero początek".

 "Och...To dopiero początek"



-Max, musisz wyjeżdżać? Nie chcę tu zostawać sama… - zaczęłam marudzić podnosząc się z łóżka. Szybko wciągnęłam na siebie koszulkę mojego chłopaka i spojrzałam w lustro. Siniaki i spuchnięta warga zaczynały znikać. Wizytę u mamy przełożyłam na kolejny weekend. Tę sobotę i niedzielę miała spędzić sama, Max musiał jechać do Bradford załatwić jakieś sprawy z tamtejszym dilerem. Jeśli wszedł na nas teren, to bardzo mu współczuję…
-Kochanie, to tylko dwa dni, nie ci nie będzie. Zostawiam cię pod opieką Andy’ego i Dana. Będę za tobą bardzo tęsknił. Masz być grzeczna, rozumiesz? Obiecujesz? – Max spojrzał mi głęboko w oczy. Nachyliłam się, aby go pocałować. Chciałam, żeby mi ufał, żeby się nie martwił. Miałam zamiar przesiedzieć te dwa dni w domu przeglądając nasze zdjęcia i jedząc czekoladę. Ewentualnie robiąc jakąś małą imprezę z przyjaciółkami… Przeżyłam bez niego 17 lat. Wytrzymam jeden weekend nie robiąc sobie przy tym krzywdy. Kiedy w końcu się od siebie oderwaliśmy połączeni niemą obietnicą, Max wyszedł z pokoju. Przez okno widziałam jak odjeżdża swoim Range Roverem. Andy i Dan czatowali dookoła domu i pod drzwiami. Imprezę czas zacząć. Szybko odpaliłam swojego MacBook’a i napisałam wiadomość do swoich przyjaciółek, Sierry i Vicky. Już po pół godzinie stawiły się pod moimi drzwiami wraz z dwoma litrami wódki, butelką tequili, pięcioma paczkami chipsów i chyba dziesięcioma pudełkami lodów.
-Mówiłam Vicky, że nie wiem, gdzie takie trzy kruszyny jak my to pomieszczą, zakładając, że zrobisz swoje popisowe tosty, ale nie chciała mnie słuchać. – Sierra śmiała się głośno całując mnie w policzek. Tym czasem obładowana Vicky kopnęła ją w kostkę. Już po chwili śmiałyśmy się wszystkie trzy.
-Ja tam do kruszyn nie należę. – udawałam zrozpaczoną wywołując tym samym kolejne salwy śmiechu.
-Tak? W takim razie oddawaj mi swój tyłek i bierz moją kość, na której nawet nie da się wygodnie usiedzieć. – Sierra klepnęła mnie w mój krągły tyłek, na co odwróciłam się i idąc przed siebie zaczęłam nim zabawnie kręcić. Zataczając się ze śmiechu dotarłyśmy w końcu do kuchni. Schowawszy lody do zamrażarki, zrobiłyśmy chyba z pięćdziesiąt tostów i wsypałyśmy chipsy do miseczek. Wzięłyśmy wszystko do salonu i przygotowałyśmy szklanki na colę i alkohol. Należałyśmy do gangu i doskonale wiedziałyśmy, że nie należy pić na pusty żołądek. Chociaż nam to akurat było bez różnicy,  bo miałyśmy zamiar porządnie się upić. Kota nie ma, myszy harcują. Czułyśmy się całkowicie bezpieczne pod nadzorem Andy’ego i Dana stojących na zewnątrz, włączyłyśmy głośno muzykę i zaczęłyśmy tańczyć dziki, seksowny taniec. Vicky ustawiła kamerę na kominku i dołączyła na nas. Po niezliczonej ilości wymachów biodrami i upadków na miękki dywan, w końcu się poddałyśmy i opadłyśmy zmęczone na kanapę.
-Świetnie się bawiłam, potrzebowałam tego. Z Maxem to nie jest takie łatwe. Czasem bym chciała, no wiecie. – czknęłam. Zebrało mi się na pijackie wyznania. – Normalnego chłopaka, żeby mi kupował kwiatki i zabierał do kina. I żeby mnie, kurwa, nie bił! – Wykrzyknęłam i zaniosłam się pijackim śmiechem. Oj, za dużo tequili, za dużo.
-Przynajmniej seks z gangsterem jest dużo fajniejszy, niż z taką typową ciotą z liceum, która się boi dotknąć twoich cycków. Wierzcie mi, wiem coś o tym. – Sierra praktycznie już płakała ze śmiechu.
-Nie mów, że zaliczyłaś licealistę. – dołączyłam do niej i już po chwili tarzałyśmy się po podłodze.
-Bo to jednego. – Myślałam, że łkanie i śmianie się jednocześnie jest niemożliwe, jednak Sierra jakimś cudem tego dokonała.
-Dziewczyny, niedobrze mi! – Vicky pozieleniała na twarzy i wybiegła z pokoju. Momentalnie spoważniałyśmy i popatrzyłyśmy na siebie.
-Powiedziałam coś obrzydliwego? Lepiej pójdę zobaczyć co z nią, a ty tu leż. Jeśli wstaniesz i się przewrócisz to ja cię nie będę zbierać. – Popatrzyłam za wychodzącą z pokoju Sierrą i położyłam się wygodniej na kanapie. Moje oczy zaczęły się kleić. Zobaczyłam przed sobą zbliżającą się postać. Była zbyt wysoka jak na Sierrę, czy Vicky, ale też zbyt barczysta, by być Danem czy Andym. Zaśmiałam się cicho, może dziewczyny zadzwoniły po striptizera? Jego twarz wydawała mi się jednak dziwnie znajoma, więc uśmiechnęłam się lekko. To ktoś, kogo znam, po co się bać? Jego ręka przyłożyła coś do mojej twarzy, coś, co nasiliło chęć spania. Nie obawiałam się. To znajomy. Znajomy… Gdybym tylko wiedziała, że przede mną stoi właśnie mój największy koszmar.

~*~
Obudził mnie koszmarny ból głowy, pleców i nadgarstków. Otworzyłam z trudem oczy, jednak wciąż otaczała mnie ciemność. Nie czułam się komfortowo siedząc na czymś zimnym, co przypominało fakturą kamień. W dodatku moje krótkie szorty odsłoniły nogi, które teraz marzły w tej kanciapie. Moje ręce znajdowały się nad moją głową, a dokładniej były doczepione do ściany, chyba za pomocą łańcucha. Ostatnie procenty zdołały ulecieć z mojego organizmu, gdy przypomniałam sobie, czyją twarz widziałam tuż przed utratą przytomności. Louis. Louis pierdolony w dupę Tomlinson. Chyba sobie leciał w kulki. Porwał mnie, czy co? Czemu mnie związał i wrzucił do jakiejś śmierdzącej komórki? Jakim cudem obszedł Dana i Andy’ego i dostał się do domu? O co znowu chodzi między nim, a Maxem? I co ja mam do tego wszystkiego? Nie bałam się, byłam przyzwyczajona do takich sytuacji. Sytuacji, w których One Direction karało i krzywdziło kobiety z naszego gangu. Nie byłam nigdy w takim położeniu, ale jedyne co czułam w tej chwili to bezgraniczne wkurwienie. Poczekajcie tylko, głupie cioty, Max wróci to was wszystkich powybija jak szczury. Byłam pewna. Moje rozmyślania przerwało głośne otwieranie drzwi. Zapaliło się światło, na co gwałtownie zmrużyłam oczy. Zobaczyłam Loczka.  Ten popapraniec, który miał inną kobietę każdej nocy. Spojrzał na mnie ze złośliwym uśmieszkiem, po czym otworzył zwoje parszywe usta:
-Proszę, proszę. Czy nasza królewna się wyspała? Kacyk męczy? Przygotowałem ci śniadanie. Z największą przyjemnością obejrzałbym jak się nim dławisz, ale mamy dla ciebie inne atrakcje. – podszedł do mnie,  uwolnił moje nadgarstki i podniósł jednym ruchem z ziemi, jakbym nic nie ważyła. A ważyłam. – Na górę. – zarządził. Jednak kiedy się nie ruszyłam, złapał mnie brutalnie za włosy i wyciągnął z piwnicy. Nie krzyczałam. Z doświadczenia wiedziałam, że to ich tylko nakręcało. Szłam za nim modląc się, aby nic nie zrobił moim długim włosom. To był jakiś absurd. Jeden z największych gangsterów w Londynie mnie porwał, a ja martwię się o swoje włosy. Kiedy już dotarliśmy do kuchni, praktycznie popchnął mnie na krzesło. Spojrzałam na niego złowrogo, po czym jak gdyby nigdy nic zaczęłam jeść tosty. Obrzucił mnie pogardliwym spojrzeniem i parsknął.
- Jedz szybciej, mała. Mamy sprawy do załatwienia. – kiedy zobaczył, że nie reaguję, znowu złapał mnie za włosy  tym razem od razu rzucając mną o podłogę. Syknęłam z bólu, ale nie miałam zamiaru płakać. Niech ten pajac nie ma satysfakcji. Wypuściłam z ust głośny syk, kiedy wylał na mnie gorącą kawę. Co do chuja? Przyjrzałam się czerwonym plamom tworzącym się na skórze rąk. Na szczęście nie oblał mnie wrzątkiem, ale i tak bolało jak cholera. Nagle usłyszałam czyjeś kroki, a już po chwili donośny głos.
-Dość, Styles. Wychodzisz. Teraz. – z nieukrywanym podziwem patrzyłam, jak zgaszony Loczek wychodzi z pokoju. Jednak kiedy spotkałam spojrzenie Louisa bacznie obserwujące moją twarz, przestałam się głupkowato uśmiechać. – Nic ci nie zrobił, skarbie? Cudownie. Sam chciałem zająć się tą śliczną buźką. – Tomlinson przejechał dłonią po moim policzku. Wzdrygnęłam się, ale nie cofnęłam. Znałam historie o przywódcy One Direction. Nawet jeśli zamierzał użyć mnie jako broni przeciwko Maxowi i był znany z tego, że nie jest porywczy, nie chciałam ryzykować wybitych zębów, czy podbitego oka już na dzień dobry. Poprowadził mnie do sąsiedniego pokoju z dużym podwójnym łóżkiem i licznymi szafkami. Na biurku stał biały MacBook, a na dywanie pluszowy dywan. Mimo przytulnego wnętrza, czułam czystą niechęć do tego pomieszczenia, w którym Tomlinson prawdopodobnie baraszkował sobie każdej nocy z inną. Musiałam się jednak przespać, żeby mieć siły na przeżycie kolejnego dnia. Nawet jeśli łóżko nie było zbyt zachęcające.
Obudziły mnie promyki słońca i czyjaś ręka muskająca mój policzek. Otworzyłam oczy, licząc na to, że zobaczę Maxa. Uniosłam się na łokciach widząc zupełnie inną osobę. Louis.
-Zaczniemy od czegoś przyjemnego, skarbie. – powiedział szatyn ustawiając swojego iPhone’a na półce w sypialni i włączył nagrywanie. Przełknęłam gulę formującą się w gardle. – Uśmiechnij się dla Maxa. I bądź grzeczna. – z rosnącym przerażeniem obserwowałam dłoń Tomlinsona sunącą wzdłuż mojego policzka do dekoltu, tylko po to, aby odsłonić moje ramię i zsunąć ramiączko stanika. Zaczynało się robić nieciekawie.  Dołączył drugą rękę, którą ciasno oplótł wokół mojej talii. Siedziałam na łóżku będąc doskonale widoczną w kadrze naszego filmu. Chłopak delikatnie mnie przesunął po czym usiadł nade mną przerzucając kolana po bokach mojego ciała. Wpatrywałam się w niego szeroko otwartymi oczami . Jego oczy pozostały zimne, jednak w okolicy ust gościł niewielki uśmiech.
-Doskonale. – wyszeptał sunąc dłonią po moim dekolcie, wzdłuż wcięcia talii, aż po linię bioder. Po chwili delikatnego, ale równocześnie władczego dotyku, wpił się gwałtownie w moją szyję. Nie mogłam powstrzymać głośnego jęknięcia, które bynajmniej nie było spowodowane przyjemnością. Poczułam jego zęby wbijające się w moją skórę w różnych miejscach. Cholera, naznaczał mnie! Ból zaczynał się robić nieznośny, gdy dotarł do mojego czułego miejsca za uchem, które do tej pory było zarezerwowane jedynie dla Maxa. Mocniej zassał skórę, czym wywołał kolejne jęknięcie.
-Och,Kiera… - szepnął z wyczuwalnym podnieceniem w głosie. – To dopiero początek…
Bóg wie, że miał cholerną rację.

~*~
Patrzyłam na Louisa z czystym obrzydzeniem wymalowanym na twarzy, gdy odsunął się ode mnie, po czym wziął telefon i zaczął jeździć palcem po ekranie. Przypuszczałam, iż wysyła właśnie Maxowi filmik, na którym bezczelnie mnie obmacuje. Właściwie to nawet nie było obmacywanie. Ledwo mnie dotknął w porównaniu w tym co mógł i prawdopodobnie chciał zrobić. Ale wiedziałam, że to wystarczy, aby Max poczuł chęć zamordowania Tomlinsona i każdego, kto stanie mu na drodze, aby go powstrzymać. Szczerze? Nie miałam z tym żadnego problemu. Gdybym tylko miała pewność, że poradziłabym sobie z moim oprawcą, spróbowałabym czegokolwiek. Jednak po domu wciąż kręcili się jego ludzie, więc wolałam spokojnie poczekać na pomoc i nie próbować żadnych sztuczek. Obróciłam się do Louisa plecami i usiadłam dalej na łóżku. Schowałam twarz w kolanach i oplotłam się ramionami. Poczułam jego palce na szyi, ale nie zareagowałam. Po chwili usłyszałam zamknięcie drzwi i przekręcenie zamka. Czyżby to była moja nowa cela? Rozejrzałam się po pokoju. Dopiero teraz zauważyłam, że okna były szczelnie zabite deskami, a na półkach czy biurku nie znajdowały się żadne ostre, ciężkie przedmioty mogące w jakikolwiek sposób pomóc mi w ucieczce czy samoobronie. MacBook był pozbawiony zasilacza i wyłączony, a za drugimi drzwiami kryła się łazienka. Nie było w niej chociażby lustra. Do dyspozycji miałam tylko żel pod prysznic, pastę i szczoteczkę do zębów oraz grzebień. Nic poza tym. Louis pomyślał o wszystkim. O każdej możliwości. Wziął nawet pod uwagę to, że zbiję szkoło i zaatakuję go odłamkiem. Bydlak miał doświadczenie. Zamknął mnie w złotej klatce i czekał na Maxa. Chciał go skrzywdzić. Nie miałam co do tego wątpliwości. Ale nie miałam zamiaru łatwo się poddawać. To nie było w moim stylu. Tomlinson może przewidzieć każdy ruch przeciętnej porwanej dziewczyny. Ale ja nie byłam przeciętną porwaną dziewczyną. Byłam wkurwioną dziewczyną. I całą moją wściekłość miałam zamiar wykorzystać do znalezienia alternatywnego wyjścia. Nie miałam żadnych wątpliwości co do tego, że gdzieś w tym pokoju znajduje się broń na Tomlinsona.
Tą bronią byłam ja.



środa, 3 czerwca 2015

Louis cz.1/7. "Kochanie przepraszam, nie chciałem".



"Kochanie przepraszam, nie chciałem"


Jedno miasto. Dwa różne oblicza. Za dnia zatłoczony, tętniący życiem, wydający się szansą na nowy start, pozwalający pozostać anonimową osobą tak długo, jak się tylko chce. Pełen różnych mieszkańców, którzy pędząc w swoich myślach mijają codziennie te same ulice. Mijają te same aleje i parki, te same sklepy, tych samych ludzi. Miejsca, które nocą zamieniają się w arenę do walki. Walki o przeżycie.
Londyn. Rządzi się swoimi prawami. Ale w strachu przed tymi, którzy tak naprawdę nim panują, trzęsą się miliony mieszkańców. Każdy ich zna, każdy modli się, by w blasku ulicznej lampy nie paść ofiarą ich okrutnej gry. Gry, której nagrodą jest całkowita kontrola nad Londynem. Dwa gangi – One Direction i The Wanted. Odwieczni rywale, których nic nie powstrzyma przed dążeniem do celu. Nie przeraża ich śmierć, ani cierpienie. Wiedzą, że w walce o władzę wszystkie chwyty są dozwolone. Do czego są gotowi się posunąć, by wygrać? Czy te same chwyty są dozwolone także w miłości?

Głośna muzyka wylewała się z głośników, a dudniący bas wprowadzał w drganie praktycznie cały parkiet. Tłoczące się spocone ciała, które wręcz pachniały seksem ocierały się o siebie w dość oczywistej intencji. W takich miejscach jak to, każdemu chodziło tylko o to, aby się upić, naćpać, albo zaliczyć. Ludzie nie szukali tutaj przyjaciół, czy związków. Nie zwracali uwagi na taniec, kroki czy chociażby krótką rozmowę. Wszystko toczyło się wokół erotycznych ruchów, alkoholu i narkotyków. Faceci oznaczali swój teren, jak Max zwykł to określać, a jeśli którykolwiek z nich miał problem, uatrakcyjniali sobie wieczór szybką bójką. Jedyne, co powstrzymywało tych ludzi przed zrobieniem z tego klubu jednej wielkiej Sodomy i Gomory urozmaiconej używkami i bijatykami był fakt, że od czasu do czasu ktoś zadzwonił po policję. Albo po naszych wrogów. Kiedy One Direction pojawiało się na naszym terenie, nic nie powstrzymywało Maxa i jego ludzi od wywleczenia ich na tyły budynku i doprowadzeniem do regularnych bijatyk, w których niejeden już stracił życie… Odwieczna wojna między gangiem mojego chłopaka, a tymi drugimi była nieopisywalnie brutalna i bezwzględna. One Direction sprawowało władzę nad wschodnią częścią Londynu, a The Wanted nad zachodnią. Lubili sobie jednak wchodzić w drogę, doprowadzać do wymiany ciosów, czy krzywdzić swoje dziewczyny…  A to wszystko dla sławy .To ostatnie było wyjątkowym punktem zapalnym, gang Louisa nic sobie bowiem nie robił z wykorzystywania „naszych” dziewczyn, natomiast Max nie tolerował takiego zachowania. Uważał, iż przemocy można używać tylko i wyłącznie w stosunku do swojej kobiety i to jedynie wtedy, gdy jest nieposłuszna lub złamie zasady. Między innymi dlatego starałam się być „grzeczna”. Wiedziałam, że muszę unikać sytuacji, w których mogłabym dostać karę za nieposłuszeństwo. Nawet, gdy zdarzały się takie momenty, nie chciałam tego zmieniać. Zbyt mocno go kochałam. I chociaż żyłam w tym brutalnym świecie, pełnym śmierci, gwałtów, używek i ciągłego niebezpieczeństwa, to była moja cena. Cena za miłość do mordercy i gangstera.
Przeciskałam się między ścianą a kolejnymi całującymi się parami. Z głośników leciała jakaś szybka piosenka Pitbulla, czy może Seana Paula. Nie byłam pewna, w głowie szumiał mi alkohol. Szukałam swojego chłopaka. Wiedziałam, że zniknął z moich oczu, by prawdopodobnie załatwić swoje sprawy na tyłach klubu. Nie myliłam się. Kiedy tylko świeże, mroźne powietrze uderzyło w moją rozgrzaną twarz i rozwiało włosy, zobaczyłam, z początku nieco niewyraźnie, Maxa i Nathana rozmawiającego z „czołówką”  One Direction. Ten blondyn to chyba Niall, albo Liam. A ten w loczkach?  Harry Menda Styles. Kawał sukinsyna. Zdziwiłam się, iż przyszli bez Louisa. Zazwyczaj na krok się bez niego nie ruszyli. Głupie suki na posyłki.
-Co jest? – spytałam nieco głośniej niż zamierzałam i złapałam za ramię Maxa, chwiejąc się odrobinę na swoich osiemnastocentymetrowych szpilkach. Zły pomysł.
-Wszystko okej, skarbie. A teraz wrócisz do środka. – odpowiedział szorstko mój chłopak. Nienawidziłam tego tonu. Wiedziałam, że to rozkaz i nie wolno mi było się sprzeciwiać. Zasady to zasady. Za nieposłuszeństwo obowiązywała kara. A ja naprawdę nie miałam ochoty odwiedzić mojej mamy z wielką śliwą pod okiem. Jednak krążący w moim krwiobiegu alkohol nie pozwalał racjonalnie myśleć. Zrobiłam więc najgłupszą rzecz, jaką mogłam zrobić w tamtym momencie.
-Ej, Harry, tak? Może ty mi powiesz co tu się dzieje, kręciołku. – Zaśmiałam się na swoje słowa twierdząc, iż „kręciołek” świetnie wręcz pasował do tego chłopaka. Przypuszczam, że uśmiech długo jeszcze nie zszedłby z mojej twarzy, gdyby nie pięść Maxa lądująca centralnie na mojej wardze. Ból rozlał się po mojej twarzy i skroni, którą uderzyłam o chodnik. Cios był na tyle mocny, by mnie przewrócić. Szpilki i alkohol były w tym momencie wyjątkowo pomocne. Zaciągnęłam się powietrzem i próbowałam wstać. Poczułam męskie dłonie podnoszące mnie do góry i popychające w stronę wyjścia z klubu.
-Kochanie, wrócisz teraz do domu. Będziesz na mnie czekać. Nie sprzeciwiaj się, ani nie odzywaj. Uciekaj już. – Max delikatnie przejechał palcem po mojej krwawiącej wardze i ponownie skierował do drzwi. Lekko oszołomiona odeszłam słysząc jedynie gdzieś na tyłach mojej głowy rozbawiony głos. Czyżby Niall?
-No, stary. Widzę, że trzymasz poziom. – zaśmiał się szyderczo, po czym syknął z bólu. Reszty nie zarejestrowałam. Ból płynący z obolałej czaszki całkowicie otoczył mnie ciemnością…

Obudziłam się muskana czyimś delikatnym dotykiem. Ujrzałam oczy Maxa troskliwie spoglądające na moją poranioną twarz. Wiedziałam, że prawdopodobnie wyglądam tragicznie. Kołtun zamiast włosów, rozmazany makijaż spływający po policzkach, rozwalona warga i skroń oraz kac wykrzywiający moją twarz w bólu. Cudownie. Max musiał mnie bardzo kochać, jeśli jeszcze nie zwiał z krzykiem. Ale on widział mnie już w dużo gorszych sytuacjach. Sam doprowadzał mnie do wyglądu ciężko pobitej. Cóż, taka właśnie byłam. Ciężko pobita przez własnego chłopaka. Przez własne nieposłuszeństwo. Zawsze jednak tłumaczył mi dlaczego tak postąpił i żałował. Mimo wszystko żałował. Teraz również przejeżdżał nawilżonym ręcznikiem po zaczerwienieniach i siniakach szepcząc mi wyznania miłości na ucho.
-Max… Przepraszam. Nie panowałam wczoraj nad sobą i… - zaczęłam, jednak szybko mi przerwał.
-Ćśś, kochanie, to ja przepraszam. Nie chciałem, żeby tak cię bolało. Nie chciałem, żebyś usłyszała cokolwiek z ust tej szmaty, Harry’ego i musiałem cię jak najszybciej stamtąd wygonić. Wybacz mi. – uśmiechnął się czule, na co w moim brzuchu rozlało się przyjemne ciepło.
-Oczywiście, że ci wybaczam. Znam zasady. Mam nadzieję, że wszystko poszło po twojej myśli. Że ci idioci z One Direction nie podnieśli ci ciśnienia.
-Och, oczywiście, że podnieśli. – jego oczy zmrużyły się w wyrazie złości. – Ale już nie na długo. Jeszcze trochę, a Londyn będzie nasz. Zobaczysz. Będę królem tego miasta, a ty moją królową. One Direction pójdzie na dno.

Louis’ P.O.V.
- Niall, Harry! Do mnie! Kurwa, szybciej! – chodziłem po pokoju szybkim krokiem, zachowując się jak tykająca bomba. Byłem wielokrotnie wkurwiony przed te szmaty z The Wanted. Zabijali naszych, krzywdzili ich, wsypywali nas na policji, wpieprzali się w nasze interesy. Ale tym razem, to moi ludzie zawinili, dlatego byłem wściekły jak jeszcze nigdy wcześniej. Usłyszałem kroki Stylesa i Horana.
- Co jest szefie?  - spytał Niall wciąż mając kawałek kanapki z kurczakiem w ustach.
- Zamknij jadaczkę Horan, jeśli masz do mnie mówić z pełną gębą. – zawarczałem, po czym zwróciłem się do drugiego towarzysza. – Harry, opowiedz mi dokładnie, co się wczoraj wydarzyło.
- Tak z grubsza to poszliśmy na ich imprezę. Zrobili ją na tej wielkiej hali przy samej granicy z Berkshire. Josh rozprowadzał podmieniony towar. Poderwaliśmy parę lasek, ale tylko tych bardziej wstawionych, bo cała reszta uciekała z krzykiem. – zaśmiał się na to wspomnienie. – Potem Max i jego ludzie wyciągnęli nas na tyły i zaczęli wypytywać, co tam robimy. Zresztą sam znasz procedurę. Trochę pod wpływem prochów i adrenaliny powiedzieliśmy im, co zrobiliśmy i się wkurwili. Potem przyczłapała się ta laska Maxa, porządnie wstawiona, musi się nieźle stresować takim życiem. Nie posłuchała się swojego ukochanego, więc przypieprzył jej w twarz i kazał wrócić do klubu. Zemdlała, więc ten cały Nathan zabrał ją do domu. Max uderzył Nialla, bo coś tam się zaczął się śmiać. Znalazł Josha,  rozjebał mu łeb jedną kulką i po naszym kumplu. Pokrzyczeli na nas, postraszyli i kazali się wynosić, to się zwinęliśmy. To tyle. – Kurwa. Wiedziałem, że Harry jest przygłupi, ale czy zawsze musi ze mną rozmawiać, jakby był upośledzony?
- Czyli rozumiem, że wyśpiewaliście mu cały nasz plan, bo byliście pijani tak? – Nie czekając na odpowiedź, złapałem go za poły kurki i rzuciłem o ścianę. Zachłysnął się powietrzem, a potem moja pięść zaczęła lądować na przemian na jego twarzy i na brzuchu. Kiedy poczułem ramiona Nialla odciągające mnie od Stylesa, sprzedałem mu jeszcze kopniaka w krocze i odsunąłem się od niego. – Znasz zasady, stary. Nie chcę tego robić, ale mieliśmy plan. Ty go spieprzyłeś. Następnym razem niczego takiego nie odpierdolisz, nie obchodzi mnie czy będziesz sobie musiał odmówić alkoholu, albo prochów. Masz być posłuszny, rozumiesz to kurwa? Po-słusz-ny! Przez ciebie straciliśmy Josha, a mogliśmy to pociągnąć jeszcze nawet przez parę tygodni i wyeliminować jednych z najlepszych ludzi Maxa. Wiesz ile czasu będzie musiało minąć, zanim znowu uda nam się wpuścić naszego człowieka w ich szeregi i bez żadnych podejrzeń wybijać ich ludzi trującymi prochami?! Chyba, kurwa, nie za naszej kadencji! To był majstersztyk. Pierdolony majstersztyk. A teraz potrzebujemy kolejnego planu, bo nie mam zamiaru bawić się w jakąś jebaną strzelaninę. Nie pozwolę sobie na utratę kolejnych ludzi! Rozumiesz to, Styles? Czy twoje minusowe IQ jest w stanie to ogarnąć?! Albo wymyślisz coś równie genialnego, albo usuwam cię z głównej piątki i na twoje miejsce wejdzie Dan. Masz 24 godziny. – splunąłem kończąc swoją przemowę i spojrzałem z pogardą na Stylesa. Zacząłem się kierować  w stronę drzwi, kiedy usłyszałem jego głos.
- Właściwie, szefuniu. – odkaszlnął krwią. – Mam już nowy plan. Ta dupa Maxa. Niezła laska swoją drogą. Może i gość nie ma problemów, żeby ją uderzyć, ale coś w jego spojrzeniu widać. Jest w niej szalenie zakochany. Zaufaj mi, znam się na rzeczy. – zaśmiał się, po czym szybko skrzywił z bólu.
- Co sugerujesz, Styles? – zapytałem wciąż wkurwiony, ale zaciekawiony pokręconą logiką Harry’ego.
- To bardzo proste. Porwiemy tę całą Kiere troszkę poturbujemy, powysyłamy Maxowi zdjęcia i nagrania, jak jego kobieta cierpi. On zrobi wszystko, dosłownie wszystko dla niej. Znam ten rodzaj miłości. Jest jak uzależnienie. Nie wiem jak to wygląda z jej strony, ale jestem pewien, że on powybija dla niej własnych ludzi. A na koniec, co nam zależy, zabijemy ją. I gwarantuję ci, że zniszczymy tym ostatecznie The Wanted. Max nie będzie miał siły się mścić. Zabije się i tyle. A wtedy, ta da, Londyn jest nasz. Czyż to nie majstersztyk? – rozciągnął usta w zakrwawionym uśmiechu. Little bastard. Chyba nie jest aż tak głupi, na jakiego wygląda. Zacząłem w głowie układać plan. Plan porwania, torturowania i zabicia Kiery.







niedziela, 17 maja 2015

Zayn

*Louis.
Siedzę właśnie na Twitterze i przeglądam różne rzeczy kiedy dostaje twitta od Toma z The Wanted. Zaczął wspominać o naszym ostatnim koncercie kiedy o nich wspomniałem. Szczerze to wyśmiałem go. Zaczęliśmy się obrażać. Potem dołączył się Liam. Kiedy nie miałem zamiaru na dalszą konwersację. Poszedłem sobie zrobić kolację. Rano kiedy oglądałem telewizję zobaczyłem że pan Stykes  obraził naszą fankę. Cóż za idioci.
Jeszcze tego pożałują.
*Zayn
Kiedy dowiedziałem się o Nathanie wszedłem na Twittera i powiedziałem mu co o tym myślę. Kiedy po południu oglądaliśmy telewizję aż huczało naszych kłótniach.  Szczerze ich nie nienawidzę.
A dzisiaj gala i będziemy musieli być z nimi w jednej sali. Trzy godziny przed wyjściem przyszły do mnie i Harrego dziewczyny. Kiedy Perrie chciała się przytulić odetchnąłem ją.
-Jesteś na mnie zły?- spytała smutno.
- Nie- warknąłem.
- To co się stało?
- A ty co kablówki nie masz!?- krzyknąłem i wyszedłem do mojego pokoju. Harry przytulał niechętnie Maddy. Zachowałam się źle wobec Perrie. Przecież ona nic nie zrobiła. Ale nie jestem wstanie jej tego wytłumaczyć.
*Perrie
Usiadłam na naszym ulubionym fotelu i zaczęłam płakać.
-Och nie płacz. Nic złego nie zrobiłaś.- Powiedział Spokojnie Blondyn.
- To dlaczego krzyczał?
- To wszystko przez The Sranted.
- Co się stało?- zapytała Maddy. Chłopcy nam wszystko wytłumaczyli. A w głowie układałyśmy już plan zemsty. Kiedy pojechaliśmy. Szybko weszliśmy do środka. Usiedliśmy przy stoliku. Zobaczyłam przy bufecie Maksa. Poszłam go po śledzić. Już wiem gdzie siedzą. Teraz tylko nasz plan wcielić w życie. Przeprosiłyśmy chłopaków i powędrowałyśmy do  kuchni.Przebrałyśmy się w czarną spódniczkę, białą koszulę i fartuszek. Włosy związałyśmy. Wzięłam tacę z czerwonym winem a Maddy z sokiem pożyczkowym.
Przechodziłyśmy obok stolika chłopaków i pomachałyśmy a oni zdezorientowani powoli szli za nami. Przeszłam za Nathanem i Maksem i “niechcący” się potknęłam i wysłałam wino na nich.Maddy próbując mi pomóc niechcący wylała sok na dół a ten rozpryskał się i poleciał na resztę. Wszyscy zaczęli się śmiać. Mu tylko cicho przeprosiłyśmy i uciekłyśmy. Powrotem się przebrałyśmy.
-Co wy robicie?- zaczęli nas pytać chłopaki.-My? Odpłacamy im się za wasz stan i to dopiero początek. Chwilę później wysypałam miskę krewetek na koszulę Toma.Potem Maddy wylała pącz na Sivyego. A na końcu McGuiness się przewrócił. Kiedy już zrobili z siebie kretynów i chcieli wyjść zatrzymałyśmy ich. Czułyśmy wzrok wszystkich na sobie. Chłopcy stali kilka metrów za nami i zaczęłyśmy awanturę.
- Ładnie to tak obrażać fanów?!
- Jak wy mogliście?!
- Jesteście bandą fałszujących idiotów!!
- Nigdy nie widziałam brzytrzych od was!- i dałam każdemu z liścia. Chwilę jeszcze trwała awantura próbowali coś potwierdzić ale im przeżywaliśmy. Kilka razy oberwali i no i koniec.
- Nigdy więcej nie chcę was widzieć wynocha!
- I macie wszystkich których obraziliście przeprosić!- popchnęłyśmy ich i odwróciłyśmy się wszyscy zwijali się że śmiechu podeszłyśmy do chłopaków.
- To co teraz mnie przytulisz?
- Tak i przepraszam że krzyczałem po tobie.
- Wybaczam. - przytuliłam się do niego a potem namiętne się pocałowaliśmy.

Tak mnie coś natknęło na przeczytanie o kłótniach z The Wanted i byłam znowu tak wściekła na nich i co? Wena+ czas= to. Pisałam to od 4: 01 do 4:30 ale macie tam dzisiaj po prostu nie spałam. Więc życzę wam miłego dnia robaczki.